Kredyt konsolidacyjny. Komu i kiedy się opłaca?

Mieć ciastko, zjeść ciastko i dostać kolejne ciastko? Tak, to na serio możliwe, choć zupełnie co innego, tłumaczyła ukochana pani w podstawówce. Tylko bankowcy chodzili do zupełnie innej szkoły i ich nauczono, że zjedzenie ciastka wcale nie musi oznaczać straty i z tego powodu wymyślili konsolidację.


O co chodzi w konsolidacji kredytów?


Hipotetycznie załóżmy, że masz kilka zobowiązań: kredyt gotówkowy, zaciągnięty na wakacyjny wyjazd, kartę kredytową, która zadłużyłeś do maksimum w czasie ostatnich, przedświątecznych zakupów, zobowiązanie zaciągnięte w sklepie na zakup nowych mebli i kredyt samochodowy, na który umowę podpisałeś w salonie, w momencie kupowania nowego auta. Konsolidacja to nic innego niż zliczenie wszystkich kwot, które trzeba spłacić i udzielenie nowego kredytu, który pokryje koszt spłaty zobowiązań. Procedura jest prosta: zbieramy wszystkie umowy, zanosimy do banku, a on udzielali nam nowego kredytu. Oczywiście bank dokonuje oceny, czy jesteśmy w stanie spłacać te zobowiązania, ale robi to troszkę ze względów proceduralnych. To logiczne, każdy przyjaciel, a tym bardziej dalszy znajomy natychmiast powiedziałby nam, że nie ma o czym gadać. Na oko widać, że mamy problem z zadłużaniem się. Tylko bank to nie nasz kolega i jego rola jest prosta. Ma z nas wycisnąć, ile się tylko da.


Podstawowe zasady


Każdy bank ma własne, wewnętrzne procedury, ale jest kilka cech charakterystycznych dla kredytu konsolidacyjnego. Zasada pierwsza jest prosta. Musimy po niego pójść, zanim wpadniemy w kłopoty i przestaniemy spłacać raty lub zaczniemy to robić z dużym opóźnieniem. Moment, w którym informacje o naszej nierzetelności trafią do Biura Informacji Kredytowej to koniec naszych szans, na zaciągniecie kredytu konsolidacyjnego. Zasada numer dwa to wspólne oprocentowanie, jednakowe dla wszystkich pożyczek. Nieważne, że pożyczka samochodowa była na 4%, zakupy mebli na dokładne 0, a oprocentowanie karty na 10%. Bank wyliczy średnią, oczywiście zupełnie indywidualnie i zaproponuje oprocentowanie, uzależniając je od jeszcze jednego czynnika. To czas. Chodzi o to, że rata twojego kredytu powinna być niższa, a więc prostsza do spłaty. W końcu maja to być małe pieniądze, po to, by sporo pozostawało w domowym budżecie. Rata spada tylko w jednym przypadku – gdy czas spłaty znacząco się wydłuża.


Czy to się opłaca?


Absolutnie nie. Nie zapominajmy, banki nigdy nie robią niczego za darmo i nie działają na naszą korzyść. Chodzi o to, aby zarobić na odsetkach. To proste, im dłuższy okres kredytowania, tym większe odsetki, które sumarycznie oddamy bankowi. Nasza rata będzie niższa, ale ogółem bank zarobi na nas dużo więcej. Jest jeden wyjątek od tej zasady, jeśli mamy do spłaty kredyty konsumpcyjne, a jesteśmy posiadaczami nieruchomości, którą zdecydujemy się oddać jako zabezpieczenie kredytu. Oprocentowanie pożyczek konsumpcyjnych z zasady jest wyższe niż kredytu hipotecznego i w związku z tym istnieje niewielka szansa na to, że taka konsolidacja sumarycznie stanie się opłacalna.


W takim razie, po co ludzie biorą kredyt konsolidacyjny?


Zazwyczaj dlatego, że nie mają wyjścia. To rozwiązanie dla tych, którzy czują, że zbliżają się do kresu, a mają na tyle instynktu samozachowawczego, że wiedzą, że kłopoty są bliskie. Jedna, niska rata daje szansę na wybrnięcie z kłopotów finansowych, pod warunkiem, że chcemy popracować nad naszym budżetem i jesteśmy gotowi na pewne wyrzeczenia. Należy tylko strzec się, aby nie wpaść w kolejną pułapkę. Często, gdy nasza zdolność kredytowa jest spora, a jeszcze zdecydujemy się na zabezpieczenie pożyczki nieruchomością, bank zaproponuje nam wyższą kwotę niż ta, która potrzebna jest na spłatę zobowiązań. Jeśli z tego skorzystamy, będziemy mieć ciastko, zjemy ciastko, dostaniemy ciastko i na pewno narobimy sobie kłopotów.