Zdolność kredytowa. Skąd wiedzieć, czy ją mamy?

Język bankowców bywa skomplikowany, a wszystko ma swoją specyfikę, która niekoniecznie jest zrozumiała dla każdego. Po co mówić o zdolności kredowej? Czy ma to oznaczać, że mamy wyjątkowy talent do wydawania pieniędzy? Do czego właściwie przydaje się ta zdolność i dlaczego musisz ją mieć? Wyjaśnijmy kilka pojęć.


Po co ci zdolność?


Większość z nas to przeciętnie zarabiający Polacy. Przeciętnie, czyli ani najmniej, ani najwięcej. Ta średnia zdaniem rządu klasa społeczna jest naprawdę liczna, ot miewamy miesiące, gdy mieścimy się troszkę poniżej średniej, ale i takie, gdy dostaniemy premię, nagrodę czy wypłatę honorarium za nadgodziny i już prawie, prawie… Tyle że to wszystko za mało, abyśmy mogli kupić sobie samochód, mieszkanie, czy wyjechać na egzotyczne wakacje nie korzystając z pożyczki czy kredytu. Nie mamy na to szans, gdy nie mamy zdolności kredytowej.


Co się na nią składa?


Najważniejsze są kwestie związane z finansami, a więc twój dochód, a przede wszystkim to, skąd go otrzymujesz. Idealny klient to zdaniem banku osoba zatrudniona na podstawie umowy o pracę i to zawartej na czas nieokreślony, najlepiej w budżetówce, w państwowej firmie. To proste, ryzyko upadłości takiej firmy jest żadne, a to, że pracodawca nie wypłaci wynagrodzenia, jest kompletnie żadne. Naprawdę trzeba się bardzo postarać, aby stracić taką pracę. Za to w zdecydowanie gorszej sytuacji są w banku osoby, które pracują w małych, prywatnych przedsiębiorstwach rodzinnych, które w każdej chwili może zmieść z ziemi, choćby pandemia covida. Podkreślmy, jeśli pracownicy takich firm są w trudnej sytuacji, to o koszmarze mogą mówić właściciele, którzy sami prowadzą działalność gospodarczą. Z nimi nawet nie każdy bank będzie miał chęć rozmawiać.


A co z wydatkami?


To, że zarabiasz i gdzie pracujesz to tylko niewielka cześć informacji, jakich oczekuje od ciebie bank. Równie istotne jest to, ile wydajesz, a nawet na co. Najważniejsze są twoje aktualne obciążenia: raty kredytów, które masz do spłacenia czy karty kredytowe. Nawet jeśli z nich nie korzystasz, znacząco obciążają twój rachunek, bo bank musi liczyć się z tym, że potencjalnie możesz ich użyć. Ważne są też inne koszty stałe: czynsze za mieszkania, stałe opłaty czy koszty utrzymania samochodu.


Czy to nie nazbyt osobiste?


Rozmowa z konsultantem w banku może wydać ci się nieco zbyt prywatna. Wypytywanie o wiek jest do zniesienia, ale już o stan cywilny, związek czy dzieci, to chyba bezczelność? Nie do końca. W końcu dziecko oznacza także obciążenie finansowe, bo to człowiek na naszym utrzymaniu. Podobnie jest nawet gdy, nie mieszkamy z dzieckiem i formalnie się nim nie opiekujemy. Wówczas obciąża nas obowiązek alimentacyjny. Single także nie są w idealnej sytuacji, bo banki uznają, że są zbyt rozrzutni i trudno im zaufać.


Małe poprawki są zawsze możliwe


Nie wszystko w życiu jest idealne i zdarza się, że nasza zdolność kredytowa jest niewystarczająca, abyśmy byli w stanie zrealizować nasze marzenie. Pora na jej poprawę. Zacznijmy od wykazania wszystkich dochodów: może osiągamy je z tytułu najmu, a może z umów zleceń. Nawet jeśli są okazjonalne, pokażmy bankowi, że umiemy zarabiać. Z drugiej strony postarajmy się zminimalizować koszty życia: zmieńmy umowy z dostawcami, zrezygnujmy z kart kredytowych i pospłacajmy kredyty gotówkowe. Podstawa to obliczenie różnicy pomiędzy dochodami a kosztami życia. Im więcej nam zostaje, tym wyższa nasza zdolność kredytowa.